Bohomazy w ważnym meczu pokonały FC Dżordże w stosunku 2-0 i zdołały awansować na 7 miejsce w ligowej tabeli.
Po ostatnim eliminacyjnym meczu reprezentacji eksperci mówili, że Polska "wymęczyła" zwycięstwo z Gruzją 4-0, bo wysoki wynik nie odzwierciedlał prawdziwych wydarzeń na boisku, a znakomita końcówka przysłoniła nędzę gry przez 89 minut. Podobną refleksję mam po wczorajszym meczu Boho. Wynik 2-0, po bramce Sarny na kilka sekund przed końcowym gwizdkiem i naprawdę chaotyczną drugą połową to naprawdę rezultat niesprawiedliwy dla naszych rywali. Szczególnie, że grając w osłabieniu po czerwonej kartce potrafili jakoś ogarnąć własną grę i dostosować taktykę do okoliczności. Przede wszystkim imponujące było, że umiejętnie wyprowadzali piłkę z własnej połowy pod nasze pole karne. Korzystając z indywidualnych umiejętności i warunków fizycznych swoich napastników. Starali się grać na jeden dwa kontakty, dużo biegali i stworzyli sobie kilka dogodnych okazji do zdobycia gola. Zabrakło im zdecydowanie zimnej krwi pod bramką, bo spokojnie mogli nas wypunktować i osiągnąć korzystny dla siebie wynik.
Brak skuteczności Dżordży nie przesłania oczywiście naprawdę dobrego meczu Marcina w naszej bramce, który kilkakrotnie wygrał pojedynek jeden na jeden i zachował czyste konto [co w występach Boho, zwłaszcza na orliku jest zdecydowanie ewenementem!]. Sam po sezonie halowym pisałem, że Marcin swoją postawą pomógł nam niewystarczająco, bo przy naszej dziurawej obronie w bramce potrzebujemy występów wybitnych, żeby w ogóle mieć szanse na osiąganie pozytywnych rezultatów. Takimi występami jak wczorajszy nasz bramkarz udowodnił, że jeśli chodzi o refleks i zwinność, oraz skracanie konta w sytuacjach sam na sam jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym bramkarzem w tej lidze. Potwierdził przy tym, jak bardzo jego dobra postawa jest nam potrzebna, żeby w ogóle zdobywać jakiekolwiek punkty. Dzięki Marcin!
O grze pozostałych zawodników Boho niewiele da się powiedzieć, bo cały mecz był chaotyczny, a większość zespołu, w różnych proporcjach co prawda, ale solidarnie, przeplatała całkiem dobre zagrania i momenty, skandalicznymi babokami i błędami. Dodatkowym problemem był brak zgrania, ja osobiście nie byłbym chyba nawet w stanie wymienić imion wszystkich zawodników z którymi wczoraj grałem [a Ernest to na pewno nie]. Widoczny był też brak Józka, który jest siłą napędową z przodu i z pewnością pomógłby nam przetrzymać piłkę na połowie przeciwnika, zamiast ciągle ją tracić. Podziałał za to manewr taktyczno-organizacyjny ze zmianą godziny rozgrywania meczu. Dzięki wysokiej frekwencji zdołaliśmy wytrzymać kondycyjnie całe spotkanie i napór Dżordży w końcówce, co zaowocował nawet bramką w ostatniej minucie.
Jednym słowem, mało było wczoraj dobrej piłki z naszej strony, ale dopisaliśmy sobie trzy punty w ligowej tabeli. Za tydzień o stylu nikt nie będzie pamiętał [no może trochę ja....], a punkty zostaną i nikt nam ich nie zabierze. O ile oczywiście nie nastąpi jakaś dziwna dyskwalifikacja przy "zielonym stoliku", jak w zeszłym sezonie! Oby nie...